piątek, 25 grudnia 2015

03.



Londyn, 18 październik 2014

Promienie ciepłego – jak na tę porę roku – słońca przedzierały się do kuchni przez żaluzje, padając na beżowe płytki podłogowe i stół w kolorze ciemnego orzecha, przy którym siedziała Beverly w skupieniu czytając gazetę. Oprócz kobiecego magazynu leżała przed nią również paczka jej ulubionych chrupek kukurydzianych, po które co jakiś czas sięgała. Stan w tym czasie z desperacją starał się naprawić kuchenny kran, z którego od kilku dni niekontrolowanie ciekła woda. Pochylał się nad zlewem szukając winowajcy całego zamieszania. W końcu znalazł niedokręcony zawór i z triumfalnym uśmiechem stwierdził, że to jedynie drobnostka, którą należy dokręcić śrubokrętem.
– Gdzie znajdę pudła z moimi narzędziami, Bevie? – zapytał, odwracając się w kierunku żony, tak, że teraz opierał się plecami o krawędź zlewu.
– Kazałam zanieść je firmie przeprowadzkowej do piwnicy. – Beverly nie oderwała wzroku od kolorowego czasopisma.
Mężczyzna kiwnął głową, lekko odepchnął się od zlewu i skierował się na korytarz, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do piwnicy. Było to pomieszczenie w ich mieszkaniu, w którym nie miał jeszcze okazji być.
Stan zszedł do podziemi domu po schodach. Chłód i dziwny, ciężki, nieprzyjemny zapach przyprawiały zgnilizny go o dreszcze prawie tak samo, jak wygląd pomieszczenia. Mężczyzna przysiągłby, że przypominało mu ono jaskinię. Ściany, podłoga oraz sufit były pokryte jedynie niewygładzonym cementem, w rogu stała półka, a na niej kilka mniejszych pudełek. Pod nią natomiast swoje miejsce znalazły ogromne pudła. Oprócz tego, na przeciwnym krańcu piwnicy, znajdowały się trzy bardzo stare krzesła, których Stan nie widział nigdy wcześniej. Była to zapewne własność poprzednich właścicieli, którzy nie znaleźli innego sposobu na ich pozbycie się. Ciemnowłosy mężczyzna podszedł do półki, a na jego twarzy pojawił się grymas spowodowany nasileniem się duszącego zapachu, który przypominał mu woń nieświeżego jedzenia. Przykucnął przy jednym z wielkich kartonowych pudeł, które było zamknięte, a na górnej części widniał napis „Rzeczy Stana” napisany charakterystycznym pismem Beverly – kursywą w lewo i „A” pisanym, jakby było drukowane, mimo że wyrazy napisane były małymi literami. Przez kilka chwil starał się otworzyć porządnie zaklejony karton, który jednak nie uległ jego sile. Znów wstał i zaczął rozglądać się po półce, szukając czegoś, co pomoże mu je otworzyć. Zaglądał do mniejszych pudełek, poustawianych w rzędzie, jednak nie znalazł w nich nic konkretnego. Zaczął je przesuwać z nadzieją, że to pomoże mu w znalezieniu jakiegoś nożyka. Wykonywał tę czynność pewnymi i szybkimi ruchami, ale zatrzymał się na moment, gdy pod jednym z pudełek zauważył kartkę. Jej biel nagle mignęła mu w oczach jak promień, który oślepia go nocą, kiedy Beverly wychodząc do łazienki zapala w pokoju światło. Zdjął karton z półki i odstawił go na ziemię po czym w ręce wziął złożony na pół arkusz papieru. Obejrzał go uważnie z obydwóch stron, a nic nie znalazłszy otworzył go. Jego oczom ukazała się treść dość długiego listu, który wyraźnie był pisany w pośpiechu. Stan stwierdził to, widząc niemalże kaligraficzne litery, typowe dla lekarzy. Mężczyzna zaśmiał się do siebie przez to porównanie, ale zaraz po tym znów wróciła jego powaga. Pochodził on z dobrego domu, w którym nie czytało się cudzych listów, jednak coś podpowiadało mu, żeby to zrobił. Mimo głosu w głowie, krzyczącego „Czytaj! Czytaj!”, zastanowił się chwilę, a zaraz po tym zaczął odczytywać treść:

Droga Beth,
Jest piątek, 24 sierpnia 2012 roku. To znowu się dzieje. Znowu słyszę te cholerne głosy odbijające się od ścian. Słyszę kroki. Śmiech dziecka. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Mieszkam tu zaledwie miesiąc, a już zdążyłam przekonać się o tym, że coś jest z tym domem nie tak.
Dzisiaj widziałam diabła. Nie jest to postać z rogami, nie dzierży w dłoni wideł, on był piękny. Jego kręcone, brązowe loki miękko opadały na twarz…



Londyn, 24 sierpnia 2012


O tej porze roku Abbey Road budziło się do życia, by czerpać z niego to co najlepsze przed końcem lata. Przez otwarte okno w kuchni dało się słyszeć krzyki, bawiących się na podwórku sąsiadów, dzieci, dźwięk rowerowych dzwonków i rechot silników, mimo że był to dopiero ranek, godzina siódma. Amanda przed chwilą wstała, po czym zeszła do kuchni w samej bieliźnie, by napić się łyka wody, a następnie wziąć szybki prysznic, który obudzi ją lepiej niż kawa.
Dwudziepięciolatka, która niedawno się usamodzielniła i wprowadziła do nowego mieszkania, znalazłszy w szafce szklankę, a na kuchennym blacie butelkę z wodą, wypiła duszkiem pół jej zawartości. Przeczesała palcami swoje długie, ciemne, falowane włosy, przetarła dłońmi twarz, odstawiła naczynie do zmywarki i ruszyła do łazienki, by odbyć poranną toaletę. Kiedy tam dotarła stanęła przed lustrem, pod którym znajdowała się umywalka, wzięła szczoteczkę do zębów i nałożyła na nią odrobinę miętowej pasty, której intensywny zapach szybko poczuła w nozdrzach. Zaczęła szczotkować zęby, przyglądając się swojemu odbiciu w tafli lustra. Intensywne ruchy ręką ustały, a szczoteczka wpadła do zlewu i odbiła się w nim dwa razy, kiedy zdała sobie sprawę, że w lustrzanym odbiciu, które miała przed sobą, nie była sama. Stała za nią postać. Przez pierwsze sekundy nie potrafiła określić czy to, co znajdowało się za nią było człowiekiem, gdyż – jak Amanda będzie twierdziła kilka tygodni później, będąc już w zakładzie psychiatrycznym – to Coś wyłoniło się z czerni, która przypominała obfitą mgłę. Wzrokiem przez kilka chwil mogła lustrować brązowe loki, szerokie, lekko umięśnione ramiona i dołeczki w policzkach, które powstały wskutek ogromnego uśmiechu, który zdobił twarz Tego. Nie był to naturalny uśmiech i Manda przez długi czas miała wrażenie, że kąciki ust postaci są zbyt wysoko. Dziewczyna spojrzała Temu w oczy. Obserwowała jak zieleń tęczówek ciemnieje i powoli przeradza się w czerń, zlewając się ze źrenicami. Kiedy pierwszy szok, którego doznała, minął, gwałtownie odwróciła się w stronę Tego, ale niestety – a może stety, powie później Amanda – To zniknęło.



Londyn, 18 październik 2014

Stan, z dreszczem na plecach, mierzył wzrokiem każde słowo, czując, jak zimny pot zalewa jego czoło. Słowa, zapisane w liście spowodowały strach, mimo że był dorosłym mężczyzną, który nie powinien się bać. To, po co tak właściwie przyszedł do piwnicy, poszło w zupełną niepamięć. Wyszedł z niej, w trzęsącej się dłoni ściskając kartkę, i udał się do kuchni. Tym razem zastał tam nie tylko żonę, ale też córkę, pod której okiem nadal widniał siny ślad. Zaczynał on przybierać zieloną barwę i stawał się przez to mniej widoczny.

– Znalazłem coś dziwnego – powiedział, kiedy tylko przekroczył próg, i od razu dosiadł się do stołu, przy którym siedziały Beverly i Hayley. – Wydaje mi się, że to własność jednej z poprzednich właścicielek mieszkania.
Stan położył list na stole. Z uwagą przyglądał się, jak wzrok żony przenosi się z kolorowej strony w magazynie, na białą kartkę zapisaną kaligraficznym, odręcznym pismem. Hayley także skupiła spojrzenie na bryzie papieru.

… 3-ego sierpnia, w jedną z tych burzowych nocy, długo nie mogłam zasnąć. Patrzyłam w okno, na ciemne, prawie czarne niebo, które co jakiś czas przecinały jasne pioruny…



Londyn, 3 sierpnia 2012

Ciemne, niemalże czarne niebo, zaczęły przeszywać jasne pioruny, które dzieliły je jakby na części. Towarzyszyły temu głośne grzmoty i dźwięk silnego wiatru oraz gałęzi i deszczu obijających się o szybę sypialni Amandy, która mieściła się na pierwszym piętrze – dwa lata później pokój ten będzie należał do Hayley.
Dziewczyna, tuląc się do poduszki i szczelnie okrywając kołdrą, przyglądała się burzy panującej na zewnątrz. Jej ciało było zmęczone i odmawiało posłuszeństwa, jednak pogoda panująca na zewnątrz nie pozwalała jej zasnąć. Nie mogła więc zregenerować sił. Po godzinnych męczarniach (które dla Mandy były wiecznością) jakie przeżyła próbując choć na moment zmrużyć oczy, stwierdziła, że ma chęć poczytać książkę. Od zawsze była przekonana, że literatura to najlepszy zabójca czasu.
Podniosła się, by rozświetlić pokój i oparłszy się na łokciach sięgnęła do włącznika, który znajdował się na lampie. Sypialnie nagle oblało jasne światło jarzeniówki. Po chwili do jej rąk trafiła proza Stephena Kinga, jej ulubionego pisarza (jak również ulubionego autora Hayley, o czym dziewczyna w roku 2012 nie miała jeszcze pojęcia). Dziewczyna zaczęła kartkować książkę w poszukiwaniu zakładki, którą wcześniej w niej umieściła. Gdy tylko znalazła odpowiednią stronę - zamarła. Kiedy po kilku sekundach odzyskała świadomość, z krzykiem cisnęła książkę na podłogę. To, co zobaczyła w swojej ulubionej lekturze, sprawiło, że tej nocy nie zmrużyła oka. Czarny druk w książce pokryty był szkarłatnymi literami, układającymi się w napis „Umrzesz tutaj”. Po upłynięciu roku od tego zdarzenia Manda nadal będzie twierdzić, że to na pewno była krew, a cała ta sytuacja nie była koszmarem sennym, który spowodowało pudełko lodów spożyte przy jednej z nowszych komedii romantycznych, jakie leciały tego wieczoru w telewizji.
Na drugi dzień – jak można się było spodziewać – burza przeminęła, a na jej miejscu pojawiło się piękne, letnie słońce. Manda siedziała w kącie łóżka w pozycji embrionalnej, owinięta kołdrą. Na plecach nadal czuła zimny pot i dreszcze, które nie dawały jej spokoju przez kilka ostatnich godzin. Wczesnym  rankiem - a tak naprawdę w samo południe, choć ona będzie twierdziła inaczej, pisząc list do Beth, a także opowiadając swoją historię psychiatrze kilka tygodni po tym zajściu – zebrała się w sobie na tyle, by wstać i sięgnąć po książkę, na której nie było ani śladu po krwistym napisie.



Londyn, 18 październik 2014

Stan miał wrażenie, że oczy Beverly ciemnieją z każdym przeczytanym słowem. Kobieta zakończyła akapit dotyczący burzowej nocy, po czym uniosła wzrok i zerknęła pierw na męża, a następnie na córkę, która przyglądała jej się, nie znając jeszcze treści listu. Następnie wróciła do dalszego czytania, czując na czole małe kropelki potu, które szybko otarła wierzchem dłoni.

…Nie czekałam długo na kolejny znak, że nie powinnam tu mieszkać. Po południu, dokładnie 18 sierpnia, siedziałam w salonie oglądając telewizję…



Londyn, 18 sierpnia 2012

Upał doskwierał mieszkańcom Londynu jak nigdy. Typowe o tej porze roku deszcze nie były zapowiadane ani na ten dzień, ani na kilka kolejnych. Ludzie raczej nie wychodzili w taką pogodę z domu i woleli spędzać czas w chłodnych, klimatyzowanych, domowych zakątkach.
Manda to popołudnie także zamierzała spędzić w swoim mieszkaniu, odpoczywając po ciężkim poranku w pracy. Nigdy nie spodziewała się, że stanowisko sekretarki w dużej korporacji będzie wyczerpywać jej - zazwyczaj duże - pokłady energii. Z poduszką pod głową, ułożona wygodnie na prawym boku, wpatrywała się w telewizor, gdzie ku końcowi zbliżał się jeden z wielu programów rozrywkowych stacji BBC. Dwudziestopięciolatka nie była jednak skupiona na tym, co dzieje się na ekranie nowo zakupionego telewizora. Powieki zdawały się jej ciążyć, ponadto co chwilę ziewała i przeciągała się sennie. Nie czekając ani chwili dłużej dziewczyna sięgnęła do niskiego stolika, znajdującego się tuż przed kanapą, i podnosząc się do siadu wzięła z niego pilot, jednak odłożyła go w chwili, w której obok jej stóp przejechała zabawkowa, żółta ciężarówka. Amanda zmarszczyła brwi przyglądając się zabawce. Odkąd się wprowadziła w tym domu ani razu nie było dziecka. Jedynymi gośćmi była niepokojąca sąsiadka i jej matka wraz z ojczymem. Będąc w szoku zdecydowała się ją podnieść, pomimo strachu jaki odczuwała. Kiedy tylko uniosła niewielką ciężarówkę drżącymi dłońmi, ta sama wypadła jej z rąk. Jednocześnie po plecach dziewczyny przebiegł dreszcz, wywołany podmuchem chłodnego powietrza. Towarzyszył temu dźwięk kroków, jakby ktoś był w jej mieszkaniu, co przyprawiło ją niemalże o zawał, tym bardziej, że po chwili dołączył do tego odgłos płaczu dziecka. Jej ciało zastygło na moment w bezruchu, a kiedy do jej uszu dobieg głośny huk, przypływ adrenaliny sprawił, że ruszyła do jego źródła niczym torpeda, zaciskając dłonie w pięści. Nie musiała długo szukać miejsca, z którego dobiegał ten przerażający dźwięk, ponieważ pod stolikiem, znajdującym się obok schodów prowadzących na piętro, zobaczyła wazon po babci rozbity w drobny mak. Jego niewielkie odłamki o ostrych krawędziach były na całym korytarzu i gołym okiem Amanda zauważyła, że kilka jest nawet pod drzwiami wejściowymi. Już wtedy oceniła, że ciężko będzie jej ruszyć do kuchni po zmiotkę. Nie chciała myśleć o niczym innym. Bała się, że jej mózg zacznie analizować przerażające zdarzenie, które miało miejsce przed chwilą.




Londyn, 18 październik 2014

– Nie chcę czytać dalej – powiedziała Beverly prawie szeptem, kiedy skończyła studiować fragment z udziałem zabawkowej ciężarówki. – Nikt nie będzie tego czytał. – Nie kończąc listu, zmięła w ręce kartkę, wstała od stołu, położyła ją na kuchennym blacie i przecierając twarz dłońmi wyszła z pomieszczenia, nie mając pojęcia co myśleć o tekście, którego zdania nadal były w jej głowie.
Stan spojrzał na córkę, której zdziwiony, pytający wzrok spoczywał na jego twarzy. Zagryzł wargę szukając słów, którymi mógłby jej wszystko wyjaśnić, a kiedy ich nie znalazł rzucił po prostu:
– Pójdę zobaczyć czy z mamą wszystko gra. 
Wstał od stołu i wyszedł z kuchni zaraz po tych słowach.
Hayley rozejrzała się po pomieszczeniu, które nadal było oświetlane przez promienie jesiennego słońca. Zawiesiła wzrok na kartce papieru, która pognieciona leżała teraz spokojnie na blacie. Przez chwile zastanowiła się, czy to, co planuje zrobić będzie słuszne, po czym wstała i szybkim krokiem wyszła z kuchni, po drodze zabierając ze sobą list, po czym udała się do swojego pokoju.

4 komentarze:

  1. Cudny rozdział <3 całe życie myślałam, że to ja piszę najdłuższe zdania, ale coś mi się wydaje, że udało Ci się mnie pobić ;) pięknie wszystko opisujesz i bardzo mnie zaciekawiłaś, czekam na next <3

    + zapraszam do mnie http://forever-young--styles-fanfiction.blogspot.com

    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. To było genialne, cudownie się to czyta, czekam na więcej ♥

    Wprawdzie już po, ale mam nadzieję, że miałaś radosne święta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadanie tak bardzo mnie wciągnęło. Budzi we mnie taki klimat grozy. Świetne dobranie postaci !
    Nie wiem czemu ale czytając prolog, serce biło mi jak oszalałe. Życzę weny i tylko tak dalej xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział i fajnie ze piszesz w taki sposób. Ciekawie się dzieje i wracam do poprzednich części żeby zrozumieć całą fabułę ;)

    OdpowiedzUsuń