Londyn, 18
październik 2014
Kłębek
siwego, ciemnego, papierosowego dymu, wypuszczonego z ust Hayley, powędrował ku
sufitowi. Dziewczyna siedziała na łóżku, w swoim pokoju, w jednej ręce trzymając
zgniecioną kartkę, którą był list poprzedniej właścicielki ich mieszkania, w
drugiej natomiast znajdował się papieros marki Black Devil. Siedemnastolatka,
spojrzawszy uprzednio w stronę drzwi, by upewnić się, że nikt jej nie
przeszkodzi, zaczęła rozwijać zgnieciony list. Nie zniszczył się on na tyle, na
ile dziewczyna przewidywała. Papier był jedynie trochę pognieciony, jednak
nadal bez problemu dało się odczytać treść zapisaną na nim. Wsunąwszy do ust
papierosa, zaczęła śledzić każdy wyraz linijka po linijce.
…W kwestii sąsiadów też mam mieszane
uczucia. Pierwszego dnia, w którym wprowadziłam się do tego domu, przyszła do
mnie kobieta około sześćdziesiątki…
Londyn, 20 lipiec 2012
Madna wnosiła po stromych schodach spore
pudło, które miało znaleźć się w jej nowej sypialni. Na czole dziewczyny
pojawiły się niewielkie krople potu, błyszczące w promieniach popołudniowego,
letniego słońca, przebijającego się przez firanki, założone przez nią przed
momentem. Karton, oprócz swojego dużego rozmiaru, był także ciężki. Znajdowały
się w nim głównie ubrania, laptop oraz kilka książek w grubych okładkach, które
uwielbiała, lecz teraz ciążyły jej niemiłosiernie.
Walka z kartonem trwała w najlepsze,
kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Amanda zmarszczyła
brwi, nie spodziewając się gości, tym bardziej, że nie miała na nich czasu.
– Idę! – krzyknęła, kiedy po
mieszkaniu rozległ się powtórny dzwonek. Odstawiła wielkie pudło na stopień
schodów i przez moment patrzyła na nie, by upewnić się, że nie spadnie, po czym
energicznie skierowała się do drzwi.
W progu zobaczyła kobietę, na której
twarzy widniał uśmiech, jednak jej błękitne oczy wcale go nie wyrażały. Manda
zlustrowała ją wzrokiem. Widząc jej zmarszczki, staromodną fryzurę i sukienkę w
takim samym stylu, stwierdziła, że kobieta skończyła sześćdziesiątkę i musiała
w życiu dużo przejść.
– Dzień dobry – powiedziała z
grzecznością. – Mogę w czymś pomóc?
Uśmiech na twarzy siwowłosej kobiety
odrobinę się poszerzył. Przekroczyła mury budynku i rozejrzała się po
mieszkaniu jakby z nostalgią, po czym powiedziała prawie niesłyszalnym szeptem,
który Manda ledwo wychwyciła:
– Bardzo się tu pozmieniało.
– Dopiero dzisiaj się tu
wprowadziłam, ale wcześniej odnowiłam kuchnie i zakupiłam meble na korytarz. –
Dwudziestopięciolatka skinęła głową na stolik z ustawionym wazonem oraz na
niewielką szafkę i wieszak na kurtki. – Pani… Pani często tu bywała? – spytała
w chwili, w której zdała sobie sprawę z dziwnego zachowania kobiety.
– Mieszkała tu moja siostra i dwójka
jej dzieci, ale to było lata temu – odrzekła z westchnieniem. – Była moją
sąsiadką, a teraz to ty nią będziesz.
– Rozumiem. – Dziewczyna kiwnęła
lekko głową i zrobiła krótką przerwę między zdaniami, zastanawiając się chwilę.
– Może pani odwiedzać dom, jeśli pani chce. – Jeśli przyprawia panią o jakieś
wspomnienia, pomyślała.
– Nikt tutaj zbyt długo nie
wytrzymał, kochanie. – Kobieta nawet nie patrzyła na twarz Amandy. – Pójdę już.
Do widzenia.
Po tych słowach siwowłosa pani
opuściła mieszkanie. W niewielkiej szybie, w drzwiach Manda obserwowała jak
kobieta przechodzi przez drogę i udaje się do jednego z domów, znajdujących się
naprzeciwko. Przez resztę tego dnia, w jej głowie przewijały się słowa
sąsiadki, mówiące o tym, że nikt nie wytrzymał, w tym – jak się domyśliła –
domu zbyt długo.
(…Z jej odwiedzinami miałam do
czynienia jeszcze dwa razy. Raz przyniosła mi ciasto…)
Londyn, 28 lipiec 2012
Manda sięgnęła do klamki, kiedy w
domu dzwonek rozległ się po raz czwarty z kolei. Otworzyła drzwi, w których
stała znajoma kobieta, trzymająca w ręce talerz, na którym było kilka kawałków
pysznie wyglądającego ciasta.
– Dzień dobry – zaczęła siwowłosa. –
Pomyślałam, że nie zrobiłam ostatnio zbyt dobrego wrażenia. – Na jej twarzy
malowało się zakłopotanie. – Jestem Fiona. – Kobieta podała Amandzie wolną
rękę, a ta uścisnęła ją. – Przyniosłam ciasto, mam nadzieję, że będzie ci
smakowało.
Dwudziestopięciolatka dostrzegła na
twarzy starszej pani cień uśmiechu, który spowodował, że także jej kąciki ust
powędrowały ku górze.
– Mam na imię Amanda – powiedziała.
– To bardzo miłe z pani strony. Może chcę się pani napić kawy?
– Kawa wypłukuje z organizmu magnez,
kochanie. – Dopiero teraz na jej ustach można było dostrzec szczery uśmiech,
spowodowany rozbawieniem, którego brunetka zupełnie nie rozumiała.
Wręczywszy dwudziestopięcioletniej
dziewczynie talerz z ciastem, kobieta rzuciła jedynie ciche "Do
widzenia" i znów przeszła przez jezdnie, kierując się do swojego
mieszkania.
(...Druga jej wizyta była zupełnie
inna...)
Londyn, 30 lipiec 2012
Dwudziestopięciolatka siedziała na
nowoczesnej, czarnej kanapie, która przypominała imitację skóry. Na niskim
stoliku przed nią leżał niewielki talerz, a na nim kilka zbożowych ciasteczek.
Amanda sięgnęła po jedno, nie odrywając wzroku od trzydziestodwucalowego
telewizora, w którym leciał jeden z sitcomów emitowany przez amerykańską stację
NBC. W jej ustach już znalazł się kawałek słodkości, kiedy w domu rozległ się
znajomy dźwięk dzwonka. Dziewczyna przewróciła oczami i z niechęcią wstała z
wygodnego miejsca, udając się szerokim, urządzonym w staromodny sposób,
korytarzem. Otworzyła mahoniowe drzwi i zlustrowała uważnie sąsiadkę stojącą
przed nią.
Pani Fiona była wyraźnie czymś
przejęta. Kiedy w wejściu stanęła młoda dziewczyna, kobieta rozglądała się z
dziwnym, wystraszonym wyrazem twarzy.
– Dzień dob… – zaczęła brunetka,
jednak jej przerwano.
– Wszystko z tobą dobrze, Amando? –
spytała przejętym tonem.
– Tak, wszystko dobrze. Coś się
stało? – Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona nagłą wizytą i nie starała się
tego ukrywać. – Ma pani ochotę się czegoś napić? Może coś zjeść?
– Po prostu już pójdę, dziękuję. –
Kobieta odeszła, nie czekając na żadną odpowiedź brunetki, która przez kilka
chwil stała w progu mieszkania, marszcząc brwi i starając się zrozumieć całą tą
sytuację.
Londyn, 18 październik 2014
Drzwi pokoju Hayley otworzyły się,
kiedy ta właśnie kończyła czytać o dziwnej sąsiadce autorki listu. Do sypialni
dziewczyny wszedł ojciec i spojrzał na nią wzrokiem, w którym dostrzec można
było cień złości.
– Czy matka nie mówiła czegoś na
temat tego listu? – powiedział zdenerwowanym głosem.
Podszedł do córki i wyrwał z jej
dłoni kartkę, zgniótł ją tak samo, jak zrobiła to Beverly, i włożył ją do
tylnej kieszeni spranych dżinsów.
– Ale…
– Żadnego „ale”, Ley. Mama się
denerwuje… Poza tym - Stan wziął niedopalonego papierosa, którego brunetka
miała w dłoni i włożył go między wargi. – chyba nie chcesz, żeby zobaczyła cię
z papierosem. Wiesz jak na to reaguje.
– Przykładny z ciebie ojciec. –
Hayley była rozbawiona reakcją Stana.
– Kocham cię, myszko, ale proszę,
nie denerwuj mamy. Nadal jest na mnie zła o cały ten incydent z…
– O to, że pieprzyłeś studentkę? –
Bezwstydność i dosłowność, która charakteryzowała brunetkę, po raz kolejny
objawiła się w rozmowie z ojcem.
– Ley…
– Tak, i ja, i mama już znamy twoje
wszelakie tłumaczenia. Oczywiście, że to presja. Oczywiście, że to jej wina. To
przez nią wszystko się zepsuło. Wiem, tato. – powiedziała z sarkazmem w głosie.
Stan pokręcił bezsilnie głową.
Zaciągnął się papierosem córki, wypuścił z ust kłębek dymu i oddał go
dziewczynie.
– Jeśli chcesz palić wyjdź na
zewnątrz, tak, żeby mama nie widziała. – Stan opuścił pomieszczenie, zamykając
za sobą drzwi.
Hayley odetchnęła głośno, prawie
zapominając o liście, którego treść poznała przed tym, jak ojciec zjawił się w
jej pokoju. Zgasiła papierosa na niewielkiej popielniczce, którą na co dzień
trzymała w szufladzie, jednak teraz znajdowała się na nocnej szafce. Wstała z
łóżka i podeszła do półki zapełnionej książkami w czarnych okładkach – prozą
Stephena Kinga, mistrza powieści grozy. Sięgnęła po jeden z tytułów i kierując
się z powrotem do miejsca, w którym przed chwilą spoczywała, zaczęła szukać
odpowiedniej strony. Podmuch wiatru, dobiegający z uchylonego okna, sprawił, że
strony w książce same zaczęły się zmieniać, co było dla dziewczyny dużym szokiem,
szczególnie, kiedy na jednej z nich zobaczyła czerwone plamy, których – według
niej – na pewno wcześniej nie było. Cisnęła lekturę na podłogę i zakryła usta
dłonią, czując na plecach nieprzyjemne mrowienie. Dopiero teraz w jej głowie
pojawił się fragment listu, w którym autorka opisywała incydent, mający miejsce
w burzową noc. Hayley była jednak odważniejsza od dziewczyny, która napisała
list, więc z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk, tym bardziej nie krzyk.
Brunetka przyglądała się lekturze
zatytułowanej „To” z uwagą. Zastanawiała się czy podniesienie książki i ponowne
jej przejrzenie będzie dobrym pomysłem. Pomimo dużej odwagi, po jej plecach
nadal przebiegał dreszcz. Zagryzła wargę, zamrugała kilka razy i sięgnęła po
prozę wydaną w twardej oprawie. Tym razem – tak samo jak Amanda – nie znalazła
w niej nic.
Dzień zbliżał się ku końcowi. Słońce
zaczęło uciekać przed księżycem, chowając się za horyzontem, oblewając przy tym
niebo czerwono-pomarańczową poświatą. Ruch na ulicach zaczął cichnąć. Beverly
była przekonana, że obudzi się do życia nocą i nie pozwoli jej zasnąć. Dzieci
sąsiadów, bawiące się na podwórku, były wołane przez rodziców na kolację, co
dało się słyszeć nawet w domu państwa Keene.
Hayley siedziała w salonie, na
wygodnym, karmelowym fotelu, zakupionym przez Stana niemalże dwa tygodnie
wcześniej. W jej dłoniach znajdowała się paczka chipsów, którą dziewczyna
znalazła w kuchennej szafce. W telewizorze leciał program muzyczny na stacji MTV,
jednak dziewczyna nie zwracała na niego uwagi. Przeglądała strony Internetowe w
poszukiwaniu czegoś, co wyjaśniłoby w jakiś sposób znikający, krwawy ślad w
książce. Zajęcie przerwał jej dźwięk dzwonka do drzwi. Brunetka zastygła w
bezruchu, czekając aż Beverly lub Stan pójdą otworzyć. Kiedy po kilku chwilach
nie usłyszała żadnych kroków, a dźwięk rozległ się ponownie, z westchnieniem
wstała z fotela, zostawiła na nim telefon i ruszyła korytarzem, by zobaczyć kto
przyszedł.
Otworzyła drzwi, a przed nią stanęła
kobieta, która na oko miała sześćdziesiąt lat. Pomimo, że nie przeżyła takiej
sytuacji wcześniej, poczuła się jakby spotkało ją deja vu.
– Dzień dobry. – Na poważnej twarzy
kobiety pojawił się lekki, nieznaczny uśmiech, który uwydatnił zmarszczki wokół
jasno-niebieskich oczu.
– Dzień dobry – odpowiedziała Ley
tak, że słowa te zabrzmiały jak pytanie.
– Nazywam się Fiona Kennedy,
mieszkam kilka domów stąd. Dowiedziałam się o nowym sąsiedztwie i chciałam się
przywitać. Nie miałam okazji wcześniej. Męczyła mnie choroba, ale odzyskałam
siły i postanowiłam, że zobaczę nowych właścicieli tego mieszkania. – Od
jasnych tęczówek starszej pani odbiło się światło jarzeniówek oświetlających
korytarz.
Hayley przez dłuższy moment
przyglądała się gościowi. Miała wrażenie, że spotkała już kiedyś tę kobietę,
nie było to jednak możliwe.
– Zawołam rodziców – powiedziała,
kiedy z rozmyślań wyrwał ją podmuch chłodnego wiatru z podwórka. – Proszę
wejść. – Zrobiła przejście w drzwiach i skierowała się w stronę sypialni
rodziców.
Brunetka zapukała do drzwi, w
kolorze ciemnego brązu, które w słabym oświetleniu wyglądały na czarne.
– Proszę. – Hayley słyszała głos
matki.
Weszła do pomieszczenia, jakim była
sypialnia rodziców. Stan siedział na łóżku czytając książkę. Plecy opierał o
trzy białe, miękkie poduszki, których kolor niemalże zlewał się z koszulką,
którą miał na sobie. Beverly znalazła swój kąt przy ławie znajdującej się w
rogu pokoju, po lewej stronie. Przed nią leżała bryza papieru, która mogła
liczyć około stu kartek. Dookoła znajdowało się już kilka pogniecionych.
Kobieta trzymała w dłoni ołówek, którym stawiała równe kreski na papierze.
Przygryzała co jakiś czas jego końcówkę, zastanawiając się nad kolejnymi
pociągnięciami.
– Przyszła jakaś starsza pani.
Sąsiadka czy coś takiego.
Stan oderwał wzrok od lektury i
spojrzał na żonę, która nadal w skupieniu rysowała, a następnie na córkę stojącą
w przejściu. Odłożył wydanie w twardej okładce i wstał. Skierował się na
korytarz, bez słowa wymijając Ley w progu.
– Dzień dobry – rzucił do kobiety
rozglądającej się po mieszkaniu.
– Dzień dobry. Nazywam się Fiona,
jestem państwa sąsiadką i chciałam się przywitać. Wiem, że to dość późne
odwiedziny, ale sporo ostatnio choruję – wyjaśniła siwowłosa.
– Rozumiem. Mogę zawołać żonę, jeśli
ma pani chęć pogadać. Może zrobię kawę lub herbatę? – zapytał uprzejmie.
– Nie trzeba, nie chcę przeszkadzać,
wpadłam tu tylko na chwilę. – Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie.
– Tak, wracam już do siebie. Miłego
wieczoru.
– Wzajemnie! –rzucił Stan, kiedy
starsza pani opuszczała ich mieszkanie.
Odwrócił się na pięcie i zobaczył
przed sobą Hayley z rękami złożonymi na piersi.
Nastolatka uważnie wpatrywała się w
drzwi.
– Nie wydaje ci się dziwna? –
Dziewczyna uniosła brew i spojrzała na ojca.
– Chciała się po prostu przywitać –
wzruszył ramionami. – Jest miła.
– Czy nie przypomina ci trochę opisu
tej kobiety z listu?
Mężczyzna nawet o tym nie pomyślał i
dopiero teraz przyszło mu to do głowy.
– Nie… - powiedział niepewnie. – Ten
list mógł być zwykłą fikcją literacką jakiejś początkującej pisarki, która tu
mieszkała, nie bierz tego do siebie, Ley.
Brunetka odetchnęła ciężko i
przewróciła oczami, po czym udała się schodami do swojego pokoju.
Hej kochana więc jestem i przyznam się, że czytałam to prawie cały czas wstrzymując powietrze :)) Zwykle nie przepadam za horrorami, ale twoje opowiadanie naprawdę mnie poruszyło, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku ♥
P.S. Na moim blogu pojawił się już nowy rozdział, więc w wolnej chwili zapraszam serdecznie.xx
Cudny rozdział <3 nadal zazdroszczę talentu i umiejętności pisania długich rozdziałów :D
OdpowiedzUsuńKocham to ff, zwłaszcza momenty, które trzymają w napięciu - uwielbiam tajemnice i czekam jak rozwinie się sprawa z listem :)
Czekam oczywiście z niecierpliwością na next i zapraszam do mnie na nowy rozdzialik http://forever-young--styles-fanfiction.blogspot.com