czwartek, 31 grudnia 2015

04.



Londyn, 18 październik 2014

Kłębek siwego, ciemnego, papierosowego dymu, wypuszczonego z ust Hayley, powędrował ku sufitowi. Dziewczyna siedziała na łóżku, w swoim pokoju, w jednej ręce trzymając zgniecioną kartkę, którą był list poprzedniej właścicielki ich mieszkania, w drugiej natomiast znajdował się papieros marki Black Devil. Siedemnastolatka, spojrzawszy uprzednio w stronę drzwi, by upewnić się, że nikt jej nie przeszkodzi, zaczęła rozwijać zgnieciony list. Nie zniszczył się on na tyle, na ile dziewczyna przewidywała. Papier był jedynie trochę pognieciony, jednak nadal bez problemu dało się odczytać treść zapisaną na nim. Wsunąwszy do ust papierosa, zaczęła śledzić każdy wyraz linijka po linijce.


…W kwestii sąsiadów też mam mieszane uczucia. Pierwszego dnia, w którym wprowadziłam się do tego domu, przyszła do mnie kobieta około sześćdziesiątki…



Londyn, 20 lipiec 2012

Madna wnosiła po stromych schodach spore pudło, które miało znaleźć się w jej nowej sypialni. Na czole dziewczyny pojawiły się niewielkie krople potu, błyszczące w promieniach popołudniowego, letniego słońca, przebijającego się przez firanki, założone przez nią przed momentem. Karton, oprócz swojego dużego rozmiaru, był także ciężki. Znajdowały się w nim głównie ubrania, laptop oraz kilka książek w grubych okładkach, które uwielbiała, lecz teraz ciążyły jej niemiłosiernie.
Walka z kartonem trwała w najlepsze, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Amanda zmarszczyła brwi, nie spodziewając się gości, tym bardziej, że nie miała na nich czasu.
– Idę! – krzyknęła, kiedy po mieszkaniu rozległ się powtórny dzwonek. Odstawiła wielkie pudło na stopień schodów i przez moment patrzyła na nie, by upewnić się, że nie spadnie, po czym energicznie skierowała się do drzwi.
W progu zobaczyła kobietę, na której twarzy widniał uśmiech, jednak jej błękitne oczy wcale go nie wyrażały. Manda zlustrowała ją wzrokiem. Widząc jej zmarszczki, staromodną fryzurę i sukienkę w takim samym stylu, stwierdziła, że kobieta skończyła sześćdziesiątkę i musiała w życiu dużo przejść.
– Dzień dobry – powiedziała z grzecznością. – Mogę w czymś pomóc?
Uśmiech na twarzy siwowłosej kobiety odrobinę się poszerzył. Przekroczyła mury budynku i rozejrzała się po mieszkaniu jakby z nostalgią, po czym powiedziała prawie niesłyszalnym szeptem, który Manda ledwo wychwyciła:
– Bardzo się tu pozmieniało.
– Dopiero dzisiaj się tu wprowadziłam, ale wcześniej odnowiłam kuchnie i zakupiłam meble na korytarz. – Dwudziestopięciolatka skinęła głową na stolik z ustawionym wazonem oraz na niewielką szafkę i wieszak na kurtki. – Pani… Pani często tu bywała? – spytała w chwili, w której zdała sobie sprawę z dziwnego zachowania kobiety.
– Mieszkała tu moja siostra i dwójka jej dzieci, ale to było lata temu – odrzekła z westchnieniem. – Była moją sąsiadką, a teraz to ty nią będziesz.
– Rozumiem. – Dziewczyna kiwnęła lekko głową i zrobiła krótką przerwę między zdaniami, zastanawiając się chwilę. – Może pani odwiedzać dom, jeśli pani chce. – Jeśli przyprawia panią o jakieś wspomnienia, pomyślała.
– Nikt tutaj zbyt długo nie wytrzymał, kochanie. – Kobieta nawet nie patrzyła na twarz Amandy. – Pójdę już. Do widzenia.
Po tych słowach siwowłosa pani opuściła mieszkanie. W niewielkiej szybie, w drzwiach Manda obserwowała jak kobieta przechodzi przez drogę i udaje się do jednego z domów, znajdujących się naprzeciwko. Przez resztę tego dnia, w jej głowie przewijały się słowa sąsiadki, mówiące o tym, że nikt nie wytrzymał, w tym – jak się domyśliła – domu zbyt długo.


(…Z jej odwiedzinami miałam do czynienia jeszcze dwa razy. Raz przyniosła mi ciasto…)

Londyn, 28 lipiec 2012

Manda sięgnęła do klamki, kiedy w domu dzwonek rozległ się po raz czwarty z kolei. Otworzyła drzwi, w których stała znajoma kobieta, trzymająca w ręce talerz, na którym było kilka kawałków pysznie wyglądającego ciasta.
– Dzień dobry – zaczęła siwowłosa. – Pomyślałam, że nie zrobiłam ostatnio zbyt dobrego wrażenia. – Na jej twarzy malowało się zakłopotanie. – Jestem Fiona. – Kobieta podała Amandzie wolną rękę, a ta uścisnęła ją. – Przyniosłam ciasto, mam nadzieję, że będzie ci smakowało.
Dwudziestopięciolatka dostrzegła na twarzy starszej pani cień uśmiechu, który spowodował, że także jej kąciki ust powędrowały ku górze.
– Mam na imię Amanda – powiedziała. – To bardzo miłe z pani strony. Może chcę się pani napić kawy?
– Kawa wypłukuje z organizmu magnez, kochanie. – Dopiero teraz na jej ustach można było dostrzec szczery uśmiech, spowodowany rozbawieniem, którego brunetka zupełnie nie rozumiała.
Wręczywszy dwudziestopięcioletniej dziewczynie talerz z ciastem, kobieta rzuciła jedynie ciche "Do widzenia" i znów przeszła przez jezdnie, kierując się do swojego mieszkania.


(...Druga jej wizyta była zupełnie inna...)

Londyn, 30 lipiec 2012

Dwudziestopięciolatka siedziała na nowoczesnej, czarnej kanapie, która przypominała imitację skóry. Na niskim stoliku przed nią leżał niewielki talerz, a na nim kilka zbożowych ciasteczek. Amanda sięgnęła po jedno, nie odrywając wzroku od trzydziestodwucalowego telewizora, w którym leciał jeden z sitcomów emitowany przez amerykańską stację NBC. W jej ustach już znalazł się kawałek słodkości, kiedy w domu rozległ się znajomy dźwięk dzwonka. Dziewczyna przewróciła oczami i z niechęcią wstała z wygodnego miejsca, udając się szerokim, urządzonym w staromodny sposób, korytarzem. Otworzyła mahoniowe drzwi i zlustrowała uważnie sąsiadkę stojącą przed nią.
Pani Fiona była wyraźnie czymś przejęta. Kiedy w wejściu stanęła młoda dziewczyna, kobieta rozglądała się z dziwnym, wystraszonym wyrazem twarzy.
– Dzień dob… – zaczęła brunetka, jednak jej przerwano.
– Wszystko z tobą dobrze, Amando? – spytała przejętym tonem.
– Tak, wszystko dobrze. Coś się stało? – Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona nagłą wizytą i nie starała się tego ukrywać. – Ma pani ochotę się czegoś napić? Może coś zjeść?
– Po prostu już pójdę, dziękuję. – Kobieta odeszła, nie czekając na żadną odpowiedź brunetki, która przez kilka chwil stała w progu mieszkania, marszcząc brwi i starając się zrozumieć całą tą sytuację.



Londyn, 18 październik 2014

Drzwi pokoju Hayley otworzyły się, kiedy ta właśnie kończyła czytać o dziwnej sąsiadce autorki listu. Do sypialni dziewczyny wszedł ojciec i spojrzał na nią wzrokiem, w którym dostrzec można było cień złości.
– Czy matka nie mówiła czegoś na temat tego listu? – powiedział zdenerwowanym głosem.
Podszedł do córki i wyrwał z jej dłoni kartkę, zgniótł ją tak samo, jak zrobiła to Beverly, i włożył ją do tylnej kieszeni spranych dżinsów.
– Ale…
– Żadnego „ale”, Ley. Mama się denerwuje… Poza tym - Stan wziął niedopalonego papierosa, którego brunetka miała w dłoni i włożył go między wargi. – chyba nie chcesz, żeby zobaczyła cię z papierosem. Wiesz jak na to reaguje.
– Przykładny z ciebie ojciec. – Hayley była rozbawiona reakcją Stana.
– Kocham cię, myszko, ale proszę, nie denerwuj mamy. Nadal jest na mnie zła o cały ten incydent z…
– O to, że pieprzyłeś studentkę? – Bezwstydność i dosłowność, która charakteryzowała brunetkę, po raz kolejny objawiła się w rozmowie z ojcem.
– Ley…
– Tak, i ja, i mama już znamy twoje wszelakie tłumaczenia. Oczywiście, że to presja. Oczywiście, że to jej wina. To przez nią wszystko się zepsuło. Wiem, tato. – powiedziała z sarkazmem w głosie.
Stan pokręcił bezsilnie głową. Zaciągnął się papierosem córki, wypuścił z ust kłębek dymu i oddał go dziewczynie.
– Jeśli chcesz palić wyjdź na zewnątrz, tak, żeby mama nie widziała. – Stan opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
Hayley odetchnęła głośno, prawie zapominając o liście, którego treść poznała przed tym, jak ojciec zjawił się w jej pokoju. Zgasiła papierosa na niewielkiej popielniczce, którą na co dzień trzymała w szufladzie, jednak teraz znajdowała się na nocnej szafce. Wstała z łóżka i podeszła do półki zapełnionej książkami w czarnych okładkach – prozą Stephena Kinga, mistrza powieści grozy. Sięgnęła po jeden z tytułów i kierując się z powrotem do miejsca, w którym przed chwilą spoczywała, zaczęła szukać odpowiedniej strony. Podmuch wiatru, dobiegający z uchylonego okna, sprawił, że strony w książce same zaczęły się zmieniać, co było dla dziewczyny dużym szokiem, szczególnie, kiedy na jednej z nich zobaczyła czerwone plamy, których – według niej – na pewno wcześniej nie było. Cisnęła lekturę na podłogę i zakryła usta dłonią, czując na plecach nieprzyjemne mrowienie. Dopiero teraz w jej głowie pojawił się fragment listu, w którym autorka opisywała incydent, mający miejsce w burzową noc. Hayley była jednak odważniejsza od dziewczyny, która napisała list, więc z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk, tym bardziej nie krzyk.
Brunetka przyglądała się lekturze zatytułowanej „To” z uwagą. Zastanawiała się czy podniesienie książki i ponowne jej przejrzenie będzie dobrym pomysłem. Pomimo dużej odwagi, po jej plecach nadal przebiegał dreszcz. Zagryzła wargę, zamrugała kilka razy i sięgnęła po prozę wydaną w twardej oprawie. Tym razem – tak samo jak Amanda – nie znalazła w niej nic.
Dzień zbliżał się ku końcowi. Słońce zaczęło uciekać przed księżycem, chowając się za horyzontem, oblewając przy tym niebo czerwono-pomarańczową poświatą. Ruch na ulicach zaczął cichnąć. Beverly była przekonana, że obudzi się do życia nocą i nie pozwoli jej zasnąć. Dzieci sąsiadów, bawiące się na podwórku, były wołane przez rodziców na kolację, co dało się słyszeć nawet w domu państwa Keene.
Hayley siedziała w salonie, na wygodnym, karmelowym fotelu, zakupionym przez Stana niemalże dwa tygodnie wcześniej. W jej dłoniach znajdowała się paczka chipsów, którą dziewczyna znalazła w kuchennej szafce. W telewizorze leciał program muzyczny na stacji MTV, jednak dziewczyna nie zwracała na niego uwagi. Przeglądała strony Internetowe w poszukiwaniu czegoś, co wyjaśniłoby w jakiś sposób znikający, krwawy ślad w książce. Zajęcie przerwał jej dźwięk dzwonka do drzwi. Brunetka zastygła w bezruchu, czekając aż Beverly lub Stan pójdą otworzyć. Kiedy po kilku chwilach nie usłyszała żadnych kroków, a dźwięk rozległ się ponownie, z westchnieniem wstała z fotela, zostawiła na nim telefon i ruszyła korytarzem, by zobaczyć kto przyszedł.
          Otworzyła drzwi, a przed nią stanęła kobieta, która na oko miała sześćdziesiąt lat. Pomimo, że nie przeżyła takiej sytuacji wcześniej, poczuła się jakby spotkało ją deja vu.
– Dzień dobry. – Na poważnej twarzy kobiety pojawił się lekki, nieznaczny uśmiech, który uwydatnił zmarszczki wokół jasno-niebieskich oczu.
– Dzień dobry – odpowiedziała Ley tak, że słowa te zabrzmiały jak pytanie.
– Nazywam się Fiona Kennedy, mieszkam kilka domów stąd. Dowiedziałam się o nowym sąsiedztwie i chciałam się przywitać. Nie miałam okazji wcześniej. Męczyła mnie choroba, ale odzyskałam siły i postanowiłam, że zobaczę nowych właścicieli tego mieszkania. – Od jasnych tęczówek starszej pani odbiło się światło jarzeniówek oświetlających korytarz.
Hayley przez dłuższy moment przyglądała się gościowi. Miała wrażenie, że spotkała już kiedyś tę kobietę, nie było to jednak możliwe.
– Zawołam rodziców – powiedziała, kiedy z rozmyślań wyrwał ją podmuch chłodnego wiatru z podwórka. – Proszę wejść. – Zrobiła przejście w drzwiach i skierowała się w stronę sypialni rodziców.
Brunetka zapukała do drzwi, w kolorze ciemnego brązu, które w słabym oświetleniu wyglądały na czarne.
– Proszę. – Hayley słyszała głos matki.
Weszła do pomieszczenia, jakim była sypialnia rodziców. Stan siedział na łóżku czytając książkę. Plecy opierał o trzy białe, miękkie poduszki, których kolor niemalże zlewał się z koszulką, którą miał na sobie. Beverly znalazła swój kąt przy ławie znajdującej się w rogu pokoju, po lewej stronie. Przed nią leżała bryza papieru, która mogła liczyć około stu kartek. Dookoła znajdowało się już kilka pogniecionych. Kobieta trzymała w dłoni ołówek, którym stawiała równe kreski na papierze. Przygryzała co jakiś czas jego końcówkę, zastanawiając się nad kolejnymi pociągnięciami.
– Przyszła jakaś starsza pani. Sąsiadka czy coś takiego.
Stan oderwał wzrok od lektury i spojrzał na żonę, która nadal w skupieniu rysowała, a następnie na córkę stojącą w przejściu. Odłożył wydanie w twardej okładce i wstał. Skierował się na korytarz, bez słowa wymijając Ley w progu.
– Dzień dobry – rzucił do kobiety rozglądającej się po mieszkaniu.
– Dzień dobry. Nazywam się Fiona, jestem państwa sąsiadką i chciałam się przywitać. Wiem, że to dość późne odwiedziny, ale sporo ostatnio choruję – wyjaśniła siwowłosa.
– Rozumiem. Mogę zawołać żonę, jeśli ma pani chęć pogadać. Może zrobię kawę lub herbatę? – zapytał uprzejmie.
– Nie trzeba, nie chcę przeszkadzać, wpadłam tu tylko na chwilę. – Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie. 
– Tak, wracam już do siebie. Miłego wieczoru.
– Wzajemnie! –rzucił Stan, kiedy starsza pani opuszczała ich mieszkanie.
Odwrócił się na pięcie i zobaczył przed sobą Hayley z rękami złożonymi na piersi. 
Nastolatka uważnie wpatrywała się w drzwi.
– Nie wydaje ci się dziwna? – Dziewczyna uniosła brew i spojrzała na ojca.
– Chciała się po prostu przywitać – wzruszył ramionami. – Jest miła.
– Czy nie przypomina ci trochę opisu tej kobiety z listu?
Mężczyzna nawet o tym nie pomyślał i dopiero teraz przyszło mu to do głowy.
– Nie… - powiedział niepewnie. – Ten list mógł być zwykłą fikcją literacką jakiejś początkującej pisarki, która tu mieszkała, nie bierz tego do siebie, Ley.
Brunetka odetchnęła ciężko i przewróciła oczami, po czym udała się schodami do swojego pokoju.

2 komentarze:

  1. Hej kochana więc jestem i przyznam się, że czytałam to prawie cały czas wstrzymując powietrze :)) Zwykle nie przepadam za horrorami, ale twoje opowiadanie naprawdę mnie poruszyło, oby tak dalej!
    Szczęśliwego Nowego Roku ♥

    P.S. Na moim blogu pojawił się już nowy rozdział, więc w wolnej chwili zapraszam serdecznie.xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział <3 nadal zazdroszczę talentu i umiejętności pisania długich rozdziałów :D
    Kocham to ff, zwłaszcza momenty, które trzymają w napięciu - uwielbiam tajemnice i czekam jak rozwinie się sprawa z listem :)
    Czekam oczywiście z niecierpliwością na next i zapraszam do mnie na nowy rozdzialik http://forever-young--styles-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń