22
październik 2014
Hayley siedziała przy stole w kuchni,
łyżeczką mieszając herbatę. Naprzeciwko swoje miejsce znalazł Stan, który
patrzył na córkę, a tak właściwie za nią. Był zamyślony i zdawało się, że nic
nie mogło oderwać go od tego, co siedziało w jego głowie. Cały czas miał przed
oczami dwudziestolatkę, która siedziała na środku korytarza i rozpaczliwie
wołała, że przed momentem widziała w ich domu demona czy diabła. Ani mężczyzna,
ani Hayley nic nie widzieli. Dziewczynie jedynie skojarzyło się to z krokami,
które słyszała na piętrze pierwszego dnia po wprowadzeniu się do mieszkania i
chłopakiem, którego zobaczyła niedawno w drzwiach swojego pokoju. Nie
powiedziała ojcu o żadnej z tych rzeczy. Stwierdziła, że będzie milczeć dopóki
sama nie wyjaśni tych dwóch sytuacji.
Oboje usłyszeli jak ktoś wchodzi do
mieszkania. To wypędziło bruneta z krainy myśli i pozwoliło mu wrócić do
rzeczywistości. Spojrzał na córkę, a następnie na drzwi kuchni, przez które
Beverly weszła do pomieszczenia. W dłoniach kobiety znajdowało się pięć dużych
reklamówek, pełnych między innymi produktów żywnościowych i chemicznych.
– Któreś z was mogłoby chociaż udawać, że
chce mi pomóc – rzuciła kobieta zdenerwowanym tonem.
– Przepraszam, zamyśliłem się – wyjaśnił
Stan.
– Pan psycholog buja w obłokach, a to nowość.
– Ton jej głosu stał się oschły.
– Ciężki dzień. – Mężczyzna wzruszył
ramionami.
– Oczywiście, że siedzenie za biurkiem i
rozmawianie z pacjentami o tym jak w życiu mają źle jest męczące. – W głosie
Bev wyczuć można było sarkazm.
Stan pokręcił głową, zastanawiając się, o co
tak właściwie chodzi żonie. Nie zrobił nic złego, a jednak jej myśli nadal
krążyły wokół 24 stycznia, dnia w którym…
Manchester,
24 styczeń 2014
Beverly siedziała za kierownicą grafitowego
Forda Fiesta, który był prezentem od rodziców na osiemnastą rocznicę jej ślubu
ze Stanem. W radiu słychać było piosenki, które kojarzyły się jej z czasem,
kiedy była beztroską nastolatką. Spice Girl właśnie rozpoczynały utwór
„Wannable”. Czterdziestosiedmiolatka zaczęła nucić pod nosem, uderzając
rytmicznie dłonią o kierownicę. Humor dopisywał jej głównie ze względu na to,
że był piątek, a ona tego dna skończyła swoją zmianę wyjątkowo wcześnie.
Rozpoczynała weekend. Wracała właśnie z pracy, do której następnym razem uda
się dopiero w poniedziałek. Trudniła się w firmie, zajmującej się budową
hoteli. Było to wyśmienicie prosperujące przedsiębiorstwo, w którym Bev miała
etat od pięciu lat. Nigdy nie myślała o rzuceniu lub zmianie pracy, mimo tego,
że za wykłady Stan dostawał pokaźne sumy pieniędzy. Nigdy ich im nie brakowało.
Kobieta jednak nie lubiła bezczynności i spędzanie całego dnia w domu było
wykluczone.
Beverly zaparkowała samochód na podjeździe
przed domem. Niewielkie, dwupiętrowe mieszkanie, przed którym mieścił się
niewielki ogródek. Drzwi do mieszkania były w kolorze olchy. Zaczęła szukać w
torebce kluczy, ale kiedy je znalazła, okazało się, że budynek wcale nie jest
zamknięty. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Zerknęła na zegarek który miała
na nadgarstku. Była dopiero dziesiąta dwadzieścia, ona natomiast przyzwyczajona
była do powrotu z pracy o jedenastej. Stana także nie powinno być w domu,
ponieważ wykłady kończą się dopiero o trzynastej. Kobieta zdjęła płaszcz i
zawiesiła go na wieszaku, po czym udała się pierw do kuchni, a kiedy nikogo w
niej nie zastała poszła w stronę pokoi.
– Hayley, to ty? – zawołała, jednak nie
uzyskała żadnej odpowiedzi.
Zatrzymała się przed drzwiami sypialni
należącej do niej i Stana. Zmarszczyła brwi, kiedy usłyszała dźwięk dobiegający
z pokoju. Był stłumiony i nie potrafiła go w żaden sposób zdefiniować. Stała
przez chwilę w bezruchu, marszcząc brwi. Nabrała do ust powietrza. Jedyne, co
przyszło jej na myśl było to, że jej mąż mógł wrócić wcześniej i rozmawia teraz
przez telefon. Chwyciła więc klamkę i otworzyła drzwi, wchodząc spokojnie do
pokoju. Wszystko było w porządku, dopóki jej wzrok nie padł na ich duże,
małżeńskie łóżko. Zobaczyła na nim swojego męża, który z pożądaniem całował
szyję młodej dziewczyny, leżąc na niej. Oboje byli nadzy i zdawali się nie usłyszeć,
że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Byli zbyt pochłonięci sobą, by zwrócić na to
uwagę. Beverly patrzyła uważnie na ich poruszające się wolnym, harmonijnym rytmem ciała. Wsłuchała się w ich ciche jęki.
Nie mogła uwierzyć, że jej mąż zdradza ją z inną – jak zauważyła – o wiele
młodszą, kobietą. Nie docierało do niej,
że to wszystko dzieje się na jej oczach. Sytuacja ta trwała zaledwie kilka
sekund, po czym oboje poczuli na sobie czyjeś spojrzenie. Przenieśli wzrok na
czterdziestosiedmiolatkę. Oczy Stana pociemniały. Momentalnie podniósł się, a
blondynka okryła się białą pościelą Beverly, którą kobieta kupiła w zeszłym
tygodniu.
– Nie wierzę, po prostu nie wierzę! – Do oczu
napłynęły jej słone łzy, które zleciały po policzkach, pociągając za sobą
czarne ślady spływającego tuszu.
Stan wciągnął na siebie bokserki i spojrzał
przez ramię na młodą dziewczynę, która z zakłopotaniem przyglądała się całej
sytuacji. Wyraźnie na jej twarzy malował się wstyd.
– Bevie, wszystko ci wyjaśnię – rzucił
mężczyzna, długo dobierając słowa.
– Nie chcę słyszeć żadnych wyjaśnień!
Żadnych! – wykrzyczała robiąc krok w tył, kiedy Stan starał się do niej
podejść. – Nie dotykaj mnie, nawet nie próbuj. I nie mów do mnie Bevie!
– Kochanie, proszę cię, posłuchaj mnie…
– Nie będę cię słuchać. Jesteś kłamcą, po
prostu kłamcą. Mam cię dość! – Beverly miała ochotę coś rozwalić. Najchętniej
rozszarpałaby dziewczynę, z którą zdradził ją mąż. Popatrzyła na nią i
zacisnęła wargi. – Niech ona zniknie mi z oczu.
Studentka rozejrzała się speszona po
pomieszczeniu i wstała z łóżka, naciągając na siebie białą bieliznę, ciemne,
obcisłe dżinsy i sweterek w odcieniu brzoskwiniowym. Podeszła do Stana i
rzuciła mu przepraszające spojrzenie.
– Powodzenia – szepnęła prawie niesłyszalnie
i opuściła sypialnię.
Beverly milczała, Stan także. Oboje słuchali
odgłosów, które dobiegały z korytarza. Młoda studentka zakładała kurtkę i buty,
których czterdziestosiedmiolatka wcześniej nawet nie zauważyła. Po chwili w
mieszkaniu rozległ się dźwięk zamykanych drzwi. Bev cicho odetchnęła, starając
się opanować narastającą w niej złość. Nigdy nie posądziła by siebie o takie
myśli, jakie w tamtym momencie krążyły w jej głowie. Wstydziła się ich dopiero
po kilku tygodniach. W sytuacji jaka ją spotkała były one zupełnie normalne. Kobieta
miała po prostu szczerą ochotę zabić męża i jego kochankę. Może, gdyby cała
sytuacja miała miejsce w kuchni, a ona miałaby pod ręką nóż, kilka godzin
później musiałaby tłumaczyć się na posterunku policji, a potem w sądzie. Na
pewno zostałaby skazana na kilka lat pozbawienia wolności, a przez to
osierociłaby córkę. Przerażała ją ta myśl, mimo tego, że Hayley była już
niemalże dorosła i tylko rok dzielił ją od pełnoletności.
– Wyjaśnię ci to wszystko. – Stan przerwał
potok myśli w głowie Beverly.
– Nie chcę słyszeć twoich kłamstw i tłumaczeń
– powiedziała drżącym głosem, przechodzącym w cichy szloch.
Stan dobrze wiedział, że skrzywdził osobę,
którą kocha. W tamtym momencie najbardziej bał się straty żony. Byli
małżeństwem z ogromnym stażem. Od zawsze razem, nierozłączni. Mężczyzna
wiedział, że popełnił błąd. Jako psycholog nazwał to impulsem. Beverly nie
rozumiała tego impulsu i brunet dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że
nie powinien tłumaczyć się kobiecie, a sobie samemu. Sam postawił się w takiej
sytuacji, kiedy uległ pokusom młodego ciała studentki.
Desiree była dwudziestodwuletnią studentką
psychologii na uniwersytecie, w którym Stan wykładał od trzech lat. Była na
pierwszym roku i dopiero rozwijała skrzydła na nowym etapie życia. Zawsze
ubrana w kuse spódniczki i bluzki z wyzywającym dekoltem, kręciła się przy
profesorze Keene. Zostawała po wykładach, by podejść do niego, pouśmiechać się,
okręcić kilka razy na palcu kosmyk blond włosów. Stan na początku zbywał jej
flirty i wcale nie reagował na jej zachowanie. Dopiero po czasie zupełnie
stracił głowę. Nie miał już w myślach swojej żony, miał po prostu pustkę. Obłęd
czy coś w tym rodzaju, pomyśli później. Pożądanie coraz bardziej wzrastało.
Mężczyzna miał z tego dużą satysfakcję. Był zachwycony tym, że młoda, zgrabna
dziewczyna interesuje się mężczyzną o ponad dwadzieścia lat starszym. Karen
była niewiele starsza od Hayley, ale w tamtym momencie profesor Keene wcale o
tym nie myślał. Wszystko przyszło mu na myśl dopiero po tym, kiedy żona nakryła
go na zdradzie.
Małżeństwo długo szukało wyjścia z tej sytuacji.
Beverly była przerażona wizją samotności, nie chciała także skrzywdzić córki.
Nie potrafiła od tak zapomnieć o dziewiętnastu latach małżeństwa. Wszystko się
zmieniło, jednak to, co było pomiędzy nimi nadal trwało. Niestety, nie tak jak
wcześniej. Beverly stała się oziębła. Nie wypowiedziała do Stana żadnego słowa
przez całe pięć miesięcy. Długo też nie potrafiła odezwać się do Hayley, która
zbytnio przypominała jej męża. Sytuacja zmusiła bruneta, do przeniesienia się
na kanapę, gdzie sypiał przez bardzo długi czas, a właściwie – aż do
przeprowadzki. Dopiero w nowym mieszkaniu Stan po raz pierwszy położy się w tym
samym łóżku z Beverly. Dla kobiety wybaczenie zdrady było prawie niemożliwe.
Nigdy nie przyzna, że o niej zapomniała. Po prostu będzie starała się ukryć
całą nienawiść do męża, przeplatającą się z miłością, którą także nadal do
niego żywi.
22
październik 2014
– Coś się stało? – zapytała kobieta, wyjmując
z reklamówki jedzenie i układając je w lodówce.
Stan rzucił Hayley porozumiewawcze
spojrzenie. Nie chciał znów oszukiwać żony, ale stwierdził, że cała ta sytuacja
tego po prostu wymagała.
– Nic, zupełnie nic – pokręcił głową.
Bev rozchyliła usta chcąc coś powiedzieć lub
o coś zapytać, ale wtedy w mieszkaniu rozległ się dzwonek.
– Otworzę. – Hayley wstała od stołu,
odsuwając od siebie kubek z herbatą, która zdążyła już wystygnąć.
Skierowała się na korytarz, gdzie poczuła
nieprzyjemny chłód. Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi, w których ujrzała dwóch
mężczyzn. Obydwoje byli w mundurach, nie pozostawiało wątpliwości to, że byli
policjantami. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i zrobiła niepewny krok w tył.
– Dzień dobry. Zastaliśmy pana Stana Keene? –
zapytał jeden z mężczyzn.
Był on wysoki, dość tęgi. Jego twarz ukryta
była pod bujnym zarostem. Głowa okryta była policyjną czapką. Mina mężczyzny
wyrażała ogromną powagę, przez którą po ciele Hayley przeszły ciarki. Była
przerażona i zdezorientowana.
– Tato! – Dziewczyna zrobiła kilka kroków w
tył, starając się nie okazywać zdenerwowania.
Po chwili na korytarzu pojawił się brunet,
którego źrenice wyraźnie się rozszerzyły. Za nim stała Beverly, która z
przejęciem kręciła głową, jakby nie wierzyła w to, co widzi.
– Stan Keene? – zapytał tym razem niższy
policjant.
– Tak – potwierdził mężczyzna, jednak jego
głos brzmiał na tyle niepewnie, że jego odpowiedź zabrzmiała raczej jak
pytanie.
– Musi pan złożyć zeznania w sprawie Karen
Jackson.
– Dlaczego? Coś się stało? – Stan był
wyraźnie zdziwiony, po usłyszeniu imienia i nazwiska swojej ostatniej
pacjentki.
– Pani Jackson popełniła samobójstwo zaledwie
pół godziny temu. Pana numer telefonu był ostatnim, który ofiara wybierała.