Droga Beth,
Jest
piątek, 24 sierpnia 2012 roku. To znowu się dzieje. Znowu słyszę te cholerne
głosy odbijające się od ścian. Słyszę kroki. Śmiech dziecka. Mam nieodparte
wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Mieszkam tu zaledwie miesiąc, a już zdążyłam
przekonać się o tym, że coś jest z tym domem nie tak.
Dzisiaj
widziałam diabła. Nie jest to postać z rogami, nie dzierży w dłoni wideł, on
był piękny. Jego kręcone, brązowe loki miękko opadały na twarz. Jego rysy były
delikatne, a cera nieskazitelna. Oczy błyszczały, odbijając od siebie światło
słabej jarzeniówki. Były zielone, choć miałam z czasem wrażenie, że przeradzają
się w dziury czarne, niczym dwie bryłki węgla. Jego pięknie wykrojone usta
przybrały malinowy odcień. Uśmiechał się do mnie, ukazując szereg zadbanych
zębów. Wyglądał jak nastolatek, jakby dopiero wybierał się na lekcję do liceum.
Widziałam go rankiem. Stałam w łazience trzymając w dłoni szczoteczkę do zębów.
Uniosłam wzrok, a wtedy szczoteczka wypadła mi z ręki. Jego postać odbijała się
w tafli lustra. Patrzyłam na niego tylko kilka sekund. Wystarczająco długo, by
mu się przyjrzeć. Gwałtownie się odwróciłam. Trzęsłam się. Skąd ten chłopak
wziął się w moim domu? Nie wiem. Nie miałam okazji spytać, bo gdy tylko stanęłam
plecami do lustra jego już nie było.
3-ego
sierpnia, w jedną z tych burzowych nocy, długo nie mogłam zasnąć. Patrzyłam w
okno, na ciemne, prawie czarne niebo, które co jakiś czas przecinały jasne
pioruny. W całym mieszkaniu rozlegał się towarzyszący temu grzmot i dźwięk
mocnego deszczu uderzającego o szybę. Wtedy jeszcze starłam się zachować
stoicki spokój. Nie miałam pojęcia co jest w tym domu. Po godzinnym
przekręcaniu się z boku na bok postanowiłam, że poczytam książkę. Sięgnęłam do
szafki nocnej, by zapalić lampkę, a kiedy to zrobiłam chwyciłam w dłonie
książkę i otworzyłam na zaznaczonej stronie. Książka wyleciała mi z dłoni, a ja
pisnęłam głośno, gdy zobaczyłam szkarłatny napis „Umrzesz tutaj” w miejscu, w
którym skończyłam czytać. Lektura wylądowała na podłodze, a ja skuliłam się na
łóżku. Ze strachu i z emocji z moich oczu poleciały łzy. Nie byłam w stanie
racjonalnie myśleć, nie mogłam nawet sięgnąć po telefon, by zadzwonić na
policję i zawiadomić, że ktoś włamał się do mojego mieszkania, tak, jak wtedy
przypuszczałam. Przez resztę nocy siedziałam w niemalże embrionalnej pozycji,
mocno zaciskając powieki, choć co prawda nie zmrużyłam oka i nie zaznałam
tamtej nocy snu. Kiedy tylko przez okno przebiły się pierwsze promienie słońca
zwiastujące ranek, a zrazem piękną pogodę po burzy, nadal wstrząśnięta,
zebrałam się na odwagę i sięgnęłam po książkę, która przez całą noc spoczywała
na podłodze. Znów otworzyłam ją na zaznaczonej stronie, jednak tym razem
znajdowała się na niej jedynie treść powieści. Koszmar, który przeżyłam tej
nocy nie pozostawił po sobie żadnych śladów.
Nie
czekałam długo na kolejny znak, że nie powinnam tu mieszkać. Po południu,
dokładnie 18 sierpnia, siedziałam w salonie oglądając telewizję. Program już
się kończył, a mnie naszła ochota na popołudniową drzemkę, więc sięgnęłam po
pilot i już miałam wyłączać telewizor, kiedy tuż przed kanapą, na której
siedziałam, przejechała niewielka, zabawkowa ciężarówka. Możesz sobie wyobrazić
w jakim szoku byłam. Mieszkam sama, nikt z mojej najbliższej rodziny nie ma
małego dziecka, ani tym bardziej nie postanowił mnie odwiedzić. Wystraszona
sięgnęłam po zabawkę drżącymi dłońmi. Wypadła mi z nich kiedy tylko ją
chwyciłam. Na moich plecach pojawił się podmuch chłodnego wiatru i dreszcz. Z
korytarza usłyszałam śmiech dziecka, a następnie kroki. Po chwili w całym domu
rozległ się głośny huk. Zacisnęłam ręce w pięści i szybko ruszyłam do źródła
hałasu. Na miejscu zobaczyłam wazon po babci lezący na podłodze obok stolika,
na którym stał jeszcze przed momentem. Był stłuczony w drobny mak. Zadzwoniłam
do mamy szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Na nic zdała się rozmowa
o przeciągu i dzieciach mieszkających po sąsiedzku.
W
kwestii sąsiadów też mam mieszane uczucia. Pierwszego dnia, w którym
wprowadziłam się do tego domu, przyszła do mnie kobieta około sześćdziesiątki.
Na jej twarzy malował się uśmiech, który nie był zbyt szczery. Długie do
ramion, jasne włosy pokryła siwizna. Oczy wyglądały na zmęczone. Jej sukienka,
sięgająca za kolana, wyglądała na drogą, jednak starą. Przywitała mnie,
powiedziała, że będziemy sąsiadkami. Najbardziej niepokojące były jej słowa:
„Nikt tutaj zbyt długo nie wytrzymał, kochanie”. Wtedy jeszcze nie
interpretowałam tego w żaden sposób, ale teraz chyba wiem się co miała na
myśli. Z jej odwiedzinami miałam do czynienia jeszcze dwa razy. Raz przyniosła
mi ciasto. Zaproponowałam jej kawę, jednak odmówiła zwracając uwagę na to, że
wypłukuje magnez z organizmu. Druga jej wizyta była zupełnie inna. Na zewnątrz
już zapadał zmrok, kiedy zapukała do moich drzwi. Najdziwniejsze było to, że
spytała się czy wszystko w porządku, a kiedy to potwierdziłam po prostu
odeszła.
Zastanawiałam
się, dlaczego cena tego pięknego, ogromnego domu jest taka niska. Nikt nie poinformował
mnie o tym, co miało tu miejsce. Dzisiaj, tuż po incydencie w łazience, zebrałam się za to, by odnaleźć informacje na
temat tego miejsca. Przejrzałam mnóstwo stron internetowych, które wyjaśniły
wszystko. Nie spodziewałam się, że po wpisaniu w wyszukiwarkę adresu własnego
mieszkania wyświetlą mi się strony głoszące: „Kolejny zgon w Domu Śmierci”,
„Nowy właściciel powiesił się na własnym prześcieradle”, „Znaleziono kolejne
ciało w budynku przy Abbey Road”, „Kolejne ofiary Domu Śmierci”. Możesz sobie
wyobrażać jak bardzo przestraszona byłam i nadal jestem.
Coś
bardzo chcę się mnie stąd pozbyć. Wygrało. Spakowałam swoje rzeczy, zaraz stąd
wychodzę. Uwolnię się od tego przeklętego domu i wrócę do rodziców. Poszukam
jakiejś kawalerki i tam się wprowadzę. Nie chcę już nawet zwrotu pieniędzy za
ten dom. Zbierałam na niego odkąd pamiętam, moi rodzice włożyli w niego większą
część swojego majątku, ale ja chcę się po prostu uwolnić od tego przeklętego
mieszkania. Za chwilę je opuszczę. Zadzwonię do kobiety, która sprzedała mi ten
dom i powiem, że zostawiam klucz na stole w kuchni. Więcej nikt mnie tu nie
zobaczy.
Chyba
muszę już kończyć ten list. Znowu słyszę te cholerne kroki. To dziwne, stają
się coraz głośniejsze, a ja czuję na sobie czyjś wzrok. Nie mam na tyle odwagi,
by spojrzeć za siebie, nie wiem co się dzieje. Ktoś za mną stoi. Ktoś…
O kochana!!!! Uwielbiam American Horror Story i w twoim opowiadaniu czuje ten sam klimat! :D Wciąga jak narkotyk i chce się więcej, więc przechodzę do 1 rozdziału!
OdpowiedzUsuńxoxo
Amy
http://niallanddemi.blogspot.com/
O Jezu, pierwszy raz czytam opowiadanie tego typu i zaczęłam czytać je wczoraj wieczorem i przerwałam, bo aż się przestraszyłam haha Jestem bojaźliwa. Nie zmienia to faktu, że jestem ciekawa tej historii
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
Bardzo interesujący wstęp, z pewnością przeczytam całość. Lubię takie klimaty i podoba mi się Twój styl pisania. Życzę dalszej weny twórczej. :)
OdpowiedzUsuń